Klara popatrzyła na wznoszący się ponad Labiryntem czarno-srebrny zamek. Dawno nie była w królestwie Theraya. Miasto leżało w dolinie rzeki Herby, ludzie trudnili się głównie górnictwem. Siedziba króla wznosiła się majestatycznie ponad krainą.
Jedyna droga prowadząca do królestwa wiodła przez Labirynt. Samo dostanie się do tej krainy wymagało wiedzy lub przychylności króla, albo wyjątkowo rzadkiego zbiegu okoliczności. Wejście do niej było zabezpieczone magią.
Zanim weszła do Labiryntu, Klara zmieniła włosy z czerwonych loków i grzywki na blond warkocz, a czarny t-shirt i dżinsy na dopasowany garnitur, białe, skórzane rękawiczki i pelerynę z wysokim kołnierzem. W kieszeni marynarki zmaterializował się sztylet, mimo że znała doskonale pułapki Labiryntu.
Właściwie mogła bez problemu pojawić się po prostu w sali tronowej, ale dziś nie chciała denerwować Theraya. Wolała, żeby odebranie tego, po co tu przyszła obyło się bez ofiar.
Weszła pewnym krokiem do Labiryntu. Wiedziała, że od jej wyprowadzki nic się nie zmieniło. Ściany były wysokie, gładkie, miały około 5 metrów. Skręcała pewnie w odpowiednie zakręty, wymijała pułapki i wrzuciła srebrną monetę stworowi pilnującemu drzwi do Ogrodów Zamkowych. Wpuściłby ją i bez tego, w końcu kiedyś rządziła tym królestwem, a nie była litościwą władczynią.
Ogrody były zawsze jej ulubionym miejscem w krainie. Trawa była niesamowicie zielona, drzewa rzucały przyjemny cień, pośrodku płynął uroczy strumyk. Właściwie wydawało się, jakby było to jedyne miejsce w królestwie, w którym świeci słońce.
Przy ścieżce prowadzącej do pałacu, wysypanej beżowym żwirem, stał grób. Wielkie pęknięcie szło przez jego środek, tworząc szparę, dzięki której można by zajrzeć do środka. Było to bardzo wymowne. Grób należał do Theraya, choć właściwie król leżał tam tylko dwa dni; dopóki Klara nie pomściła jego śmierci, a później wskrzesiła. Ona też dodała pęknięcie. Lubiła teatralność.
Gdy doszła do bram zamku, strażnicy skłonili się jej.
-Król pani oczekuje – rzekł jeden z nich. Oboje byli obrani w srebrne zbroje z czarnymi elementami.
Klara minęła ich bez słowa. Wyciągnęła dłoń, i trzymając ją kilka centymetrów od drzwi, otworzyła je. Korytarz do którego weszła wyglądał jak każdy inny w całym zamku; był czarny, z listwami w kolorze srebra. Na ścianach wisiały obrazy. Także dywany były ciemne. Właściwie można by powiedzieć, że była w drugim Labiryncie. Jednak Klara wiedziała dokąd zmierza. Skręciła w prawo i udała się do sali tronowej.
Gdy wkroczyła do pomieszczenia, zastała Theraya siedzącego na tronie i bawiącego się złotym łańcuszkiem. Miał na sobie pelerynę z wysokim kołnierzem, podobną do tej Klary, skórzane spodnie i koszulę oraz szal ze złotogłowiu.
-Proszę, proszę. Stęskniłaś się jak widzę – powitał ją, przenosząc wzrok ze sztuki biżuterii zaplątanej wokół palców na kobietę.
-Za tobą? Prędzej umrę – prychnęła.
Theray wstał. Zszedł z podwyższenia, na którym stał tron i wziął jedną ze szklanych kul stojących w misie na jednej z etażerek. Szkło w jego dłoni momentalnie zmieniło się w brzoskwinię. Ugryzł owoc.
-Jeśli zadałaś sobie trud, aby przejść Labirynt, zamiast po prostu tu przyjść, musisz mieć w tym jakiś interes -zaczął. - Czego ode mnie chcesz?
-Uniknąć rozlewu krwi. Zostawiłam u ciebie pewien portret. Chciałabym go dostać po dobroci.
Król uśmiechnął się ironicznie.
-Jak się ma kochany pan Gray? -zapytał.
-Nie mam pojęcia. Od kiedy coś mu się poprzestawiało w tej jego główce, okalanej złotymi loczkami, nie widziałam go. Potrzebuję tego obrazu, bo chcę podenerwować Gabriela i Rafaela. Zabrali się ostatnio za łamanie cyrografów. Mszczą się za zabójstwo ich Boga.
-Nie mogłaś go po prostu zmaterializować go, tam gdzie aktualnie przebywasz? - syknął król.
-Mogłam.
-Więc czemu tego nie zrobiłaś? - Theray stawał się coraz bardziej poirytowany.
-Bo się nudzę! Ludzie jakoś nagle zmądrzeli i nie doprowadzają świata do samozagłady. Gdyby nie Archaniołowie i ich mała bitewka ze mną chyba umarłabym z nudów. Mogłabym już ich zabić, ale ten ich gniew jest taki zabawny. Pobawię się w to chwilę, lecz co później? Nawet mój najlepszy przyjaciel nie ma dla mnie czasu.
-Oj ty biedna -zakpił, a oczy Klary zapłonęły gniewem. - To jest właśnie następstwo bycia dobrym. Po co wskrzeszałaś mu żonę? To było do przewidzenia.
Theray stał oparty o etażerkę z niewzruszoną miną. Jego spokoju nie zmącił nawet unoszący się w powietrzu, oparty o jego szyję, miecz.
Klara opuściła broń, która z cichym brzękiem upadła na podłogę.
-Naślesz na mnie straże, jeśli pójdę po ten portret?
-Nie, oczywiście, że nie.
-To dobrze. I tak bym ich zabiła.
Kobieta była już przy drzwiach, gdy Theray ją zatrzymał.
-Klara!
-Tak? -odwróciła głowę w stronę mężczyny. Król rzucił w jej stronę jedną ze szklanych kuli, która w locie przemieniła się w malutką obróżkę, w połowie złotą,wysadzaną kamieniami szlachetnymi, a w połowie z cienkiego, elastycznego materiału. Klara uśmiechnęła się do Theraya, chowając przedmiot do kieszeni i zamykając za sobą drzwi.
~'~
Klara szła przez puste korytarze, trzymając w obydwu rękach obraz w złotej ramię. Archaniołowie tak bardzo pragnęli portretu, ponieważ zniszczenie go było zerwaniem cyrografu podpisanego przez Doriana Graya. Po śmierci Szatana, wszystkie umowy z nim zawarte przejęła jego morderczyni, czyli Klara. Gabriel i Rafael myśleli, że jej na nich zależy, więc szukali je i niszczyli. Kobieta podjęła tę grę, gdyż nie miała nic innego do roboty. Nigdy nie uważała posłańców Boga za godnych siebie przeciwników, nie umieli walczyć, a ich jedyna nadprzyrodzona zdolność to latanie. Przy każdym spotkaniu mieszała ich z błotem, ale oni się nie poddawali. Byli wytrwali w swojej zemście.
Archaniołowie zawsze chodzili wszędzie razem. Zostało ich zaledwie dwóch z siedmiu. Gabriel był wysokim mężczyzną z czarnymi włosami do pasa. Rafael zaś był nieco niższy, młodszy, włosy sięgały mu zaledwie do ramion i były w kolorze zwęglonego kasztana. Był też niemy, więc między sobą zawsze rozmawiali językiem migowym.
Zanim Klara dostała moc, także posługiwała się migowym w porozumiewaniu się z archaniołem. Jednak później miała możliwość rozmawiania z nim w jego umyśle, co niesamowicie Rafaela denerwowało, a Klarę jeszcze bardziej zachęcało.
Nie lubiła ich. Byli najbardziej denerwującymi osobami, jakie znała. Nie dość, że byli głupi, to jeszcze nie umieli walczyć. Co i raz plątali się jej pod nogami, aż dziw, że jeszcze żyli.
Ciemnym korytarzem pełznął pyton królewski albinos. Na twarzy Klary zawitał uśmiech. Portret, który trzymała rozpłynął się w powietrzu, a kobieta kucnęła i pogłaskała węża po głowie.
-Argost, kochanie. Wracasz za mną do domu, prawda? – powiedziała.
Argost był wężem Klary, którego dostała od swojego byłego męża. Nie rozstali się w zgodzie, toteż zapomniała jakoś o pytonie. Nie był on zwykłym gadem. Był bardziej inteligentny, lojalny i rozumiał wszystko co się do niego mówiło. Kobieta od razu pokochała zwierzątko. Imię dostał po bohaterze pewnej kreskówki.
Wąż oplótł się dookoła jej szyi i poczekał, aż Klara włoży mu obróżkę, którą wcześniej dostała od Theraya. Później swoim zwyczajem położył łepek na jej głowie. Kobieta była chyba jedyną osobą na świecie, która czuła się całkowicie bezpiecznie w objęciach dusiciela.
Z gadem na ramionach wróciła do domu.
hmhmhmm.. no, nie powiem, jestem zaintrygowana :) po przeczytaniu prologu miałam dość mieszane uczucia - wydawał mi sie trochę nieprzemyślany/niedopracowany a przez to od razu poczułam ukłucie zawodu, ponieważ sam pomysł ma wyjątkowy potencjał: w końcu móc wszystko, to w sumie nie móc nic. Wszyscy zarzynają się poszukując upragnionego ''więcej'', nie doceniając tego, jak cudowną i unikatową jest sama droga. Bo gdy już jesteś u celu.. to koniec. Filmy i opowiadania mówiące o ''poszukiwaniu potęgi'' nigdy nie pokazują prawdziwego końca - ucinają historię w połowie w obawie przed nim, podczas gdy Ty postanowiłeś/aś właśnie tu zacząć. Dlatego zabolało mnie przez chwilę w piersi, gdy pomyślałam, że temat nie zostanie dobrze oprawiony. A jednak, pierwszy rozdział dodał mi na nowo nadzieji :) również czegoś mi tu brakuje, nie wiem czego, nie jestem jeszcze w stanie tego opisać i mam nadzieję, że nie będziesz zwlekać z nowymi rozdziałami, gdzie może znajdę tą brakującą ''rzecz''. Styl pisania masz przyjemny, hmm może doradziłabym trochę bardziej rozbudowywać opisy, żeby przybliżyć nam twój świat. Ach, no i dłuższe rozdziały, dłuższe rodziały! Inaczej nie idzie się wczuć.
OdpowiedzUsuńZajrzę niedługo, choć jeżeli możesz mnie powiadomić o nowym wpisie to będę bardzo wdzięczna.
Zapraszam też do siebie: http://sciezka-the-way.blogspot.co.uk/
życzę weny,
choijoligae
Dziękuję za komentarz, choć trafiłaś akurat w momencie, w którym pracuję nad szablonem.
UsuńZ opisami mam duży problem akurat w tym opowiadaniu. W innych idzie mi chyba lepiej.
Prolog jest wyjątkowo słaby, to prawda. Nie wiedziałam jak go napisać, ale musiałam, więc jest strasznie wymuszony.
Na pewno wpadnę i do Ciebie.
Pozdrawiam
Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award :D Szczegóły na moim blogu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ana
P.S. Zapraszam na nowy rozdział :)
Rozdzial bardzo mi sie podoba. Twoj ciekawy styl pisania sprawil, ze notke przeczytalam dosyc szybko. Musze powiedziec, ze, podobnie jak kolezanka wyzej, jestem zaintrygowana ta historia :)
OdpowiedzUsuńTo bardzo miłe. Nigdy nie uważał, że mam ciekawy styl pisania jeśli chodzi o epikę. Dobrze radzę sobie w esejach, rozprawkach i moich ukochanych charakterystykach, a opowiadania mi nie idą, dlatego bardzo się cieszę, że ci się podoba.
UsuńDziękuję za komentarz i pozdrawiam
Pozwól, że najpierw się przyczepię - ,powitał ją przenosząc wzrok ze sztuki biżuterii zaplątanej wokół palcy na kobietę'' Nie pacly, a palców, no i pouciekały ci przecinki. W ogóle czasem Ci uciekają, ale tragedii nie ma. Tu z kolei ,,wziął jedną ze szklanych kul, stojących w misie na jednej z etażerek'' przecinek jest niepotrzebny. Nie wiem też, czy ,,okalanej złotymi loczkami'' to coś, co by przeszło w dialogu. Tym bardziej, że później Klara używa dość kolokwialnego ,,powkurzać''.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o fabułę, to zabolał mnie jedyny pyton, który prawdopodobnie nie chciał zabić swojej pani. Niektóre są faktycznie wielkie, ale osiągnięcie pełnych rozmiarów zajmuje im z 10-15 lat. Do tego czasu powinny być już kompletnie oswojone, chyba że człowiek naprawdę nie ma pojęcia, jak oswoić węża. Poza tym pytony królewskie są akurat mało agresywne, raczej się bronią, niż atakują. To tylko odzywa się mój wewnętrzny herpetolog. Pytony, którymi opiekuje się na studiach nigdy nie przejawiały w stosunku do mnie agresji.
A teraz będzie milej - ogólnie historia mnie zaciekawiła i chciałabym wiedzieć, co dalej. Widzę, że wpis jest dość stary, kiedy spodziewać się następnego?
Przede wszystkim jestem zachwycona tym, jak bezpretensjonalnie dostarczasz ekspozycje i opisujesz wydarzenia sprzed czasu trwania akcji. Szczególnie w dialogach Klary, dowiadujemy się o jej stosunku do Archaniołów, o przyjacielu, później o wskrzeszeniu żony, wszystko podane gładko jak na tacy i nie brzmi w ogóle sztucznie. No i wyważone opisy, z którymi ja mam zawsze problem. Albo za dużo, albo wcale, ty się wstrzelasz idealnie.
Pozdrawiam i życzę weny.
Bardzo dziękuję za komentarz. Cieszę się, że przeczytałaś.
UsuńPoległam na fleksji, co za wstyd. Dziękuję za zwrócenie uwagi, już poprawiłam. Właściwie to starałam sie poprawić wszystko, o czym mówiłaś, mam nadzieję, że jest lepiej. Muszę przyznać, że nie sprawdzałam tego rozdziału pod względem przecinków, ale po kolejnym pobieżnym przeczytaniu kilka dopisałam. Już nie brakuje ich tak zatrważająco dużo.
Chyba powinnam bardziej sprawdzić tego pytona. Ogólnie nie lubię zwierząt, więc nie znam się na nich za bardzo jeśli chodzi o zachowanie.
Dziękuję jeszcze za komplement o opisach. Nienawidzę ich, gdyż mam wrażenie, że jedyne co umiem opisać to choroby.
Pozdrawiam